Bogowie kontra partyzanci, zło kontra dobro - co wygra? Zadecydujcie sami
O dziwo w pewnym momencie, Anessa była jakby lustrzanym odbiciem blondyna. Też zarumieniła się. Ale szybko zdołała to ukryć.
"Karaoki"... Śliczne... - pomyślała. Uśmiechnęła się na widok wysiłków Ren'a.
Chłopiec wbrew pozorom miał wiele siły. Pchał łóżko, pchał, aż nie zauważył pewnych drzwi.
-Ren! Stój! - białowłosa nie zdążyła. Rozległ się huk, który potoczył się po całym szpitalu. Chłopiec wjechał w drzwi stołówki, które już od dosyć dawna wisiały z ledwością na swoich zawiasach. Teraz zostały wyłamane, a całej społeczności partyzantów mieszkającej w Zniszczonym Mieście, ukazał się widok dwóch młodych ludzi, obu blondynów, którzy wpatrywali się w przerażeniu na innych. Wszystko zastygło w ciszy, dopóki nie przerwał tego jeden śmiech. Śmiech, który brzmiał jakby rozdzwoniły się dzwonki wietrzne. Delikatny, subtelny i słodki śmiech.
-Te drzwi... Bardzo... nam pomogłeś...od dawna... zastanawialiśmy się... jak się... ich pozbyć... - brała głębokie wdechy pomiędzy kolejnymi słowami. Anessa nie mogła już przestać się śmiać, więc po prostu zwinęła się w kuckach na ziemi. Jej śmiech przyniósł pozostałe śmiechy. Wszyscy partyzanci, siedzący nad pachnącą apetycznie zupą cebulową, śmiali się. W końcu już nikt nie wiedział z czego się śmieje. Wesoły nastrój udzielił się też Ren'owi.
Offline
W miarę jak Karoki zbliżał się z zawrotną prędkością do zamkniętych drzwi, jego palce coraz bardziej zaciskały się na ramie łóżka. BUM! Dwa skrzydła starych drewnianych drzwi wylądowały na chłopaku. Odepchnął je od siebie i spojrzał na zmartwionego chłopca stojącego za nim, który był najprawdopodobniej siłą napędową łóżka. Chciał zapytać czy nic mu się nie stało, ale nie zdążył, bo przerwał mu śmiech Anessy. Po jej słowach wszyscy śmiali się do rozpuku. Karoki też. Gdy śmiech nieco przycichł, chłopak ogarnął wzrokiem salę i wszystkich przebywających tam ludzi. Jego wzrok stanął na wielkim, dymiącym kotle.
-Na śniadanie jest zupa cebulowa. Prawda?
Offline