Bogowie kontra partyzanci, zło kontra dobro - co wygra? Zadecydujcie sami
-To wasz statek. - poinformował swoich towarzyszy. Nie był to statek największych rozmiarów, bo kto teraz dysponował takimi pieniędzmi, no i oczywiście dla kogo miałby być taki wielki statek? Ale była to średniej wielkości barka, załadowana przeróżnymi towarami dla partyzantów. Między innymi lekami, jedzeniem, ubraniami, pościelami czy czymkolwiek przydatnym. Broń należała do rzadkości, albowiem fabryki broni były w posiadaniu Balitów. Ale było tam kilka pistoletów czy sztyletów i mieczy, które wróciły do łask w tych przerażających czasach.
-Chyba czas się już pożegnać. - Radin objął z kolejnym uśmiechem, najpierw Anesse, a później Ren'a.
-I pamiętaj:... - szepnął konspiracyjnie do chłopca. - Strzeż swojej siostry. Siostry nie spadają z nieba.
Offline
Anessa zaśmiała się. Za to chłopiec gorliwie pokiwał głową.
-Wiem. Ale mogą wyrosnąć jak spod z ziemi. Na przykład jak siostrzyczka znikąd pojawiła się w Algan. - odparł śmiertelnie poważnie chłopiec. Białowłosa zdusiła śmiech. Rozległ się sygnał ostrzegawczy.
-Chodźmy już, Ren. - wzięła chłopca za rękę i weszła z nim na pokład. Po zapłaceniu pewnej ceny, dostali miejsce na statku. W końcu rzadko zdarzali się pasażerowie, a już szczególnie tacy ładni. Załoga była zachwycona. Barka odbiła od brzegu. Chłopiec oraz białowłosa odwrócili się jeszcze i pomachali Radinowi.
-Powodzenia i do zobaczenia! - pożegnała się z nim Anessa. [zt]
Offline